Już za chwilę, jeszczę momęt i to się stanie. Justin czeka tam na mnie z miłością w sercu a ja co? Czekam, czekam na cud. Rozmysliłam się, ale jak mam mu to powiedzieć? On mnie kocha, a ja nie czuje tego samego. Jest on dla mnie bardzo ważny i nie chcę go zranić, ale nie potrafię wziąść ślubu z przymusu.
10 min później
Idę w stronę ołtarza, prowadzi mnie ojciec. Nie wiem nadal jak mam sprawić by do tego nie doszło. Chciałabym cofnąc czas i sprawić by nie działo się to tak szybko. Mama mówi, że miłość przyjdzie z czasem, ale ja tak nie chcę! Chcę poślubić kogoś kogo będę darzyć takim uczuciem jakim nie darzyłam jeszcze nikogo. Justina kocham, ale jak młodszego brata, nic więcej.
Ksiądz: Czy ty Justin bierzesz Ross za żone i obiecujesz kochać ją na dobre i na złe, i nie opuszczać aż śmierć was nie rozłączy?
Justin: Tak
K: Czy ty Rosse bierzesz Justina za męża i obiecujesz kochać go na dobre i na złe, i nie opuszczać aż śmierć was nie rozłączy?
...Cisza...
Nie! Przepraszam ale nie umiem. Z płaczem w oczach wybiegłam z sali. Justin, moim rodzice i wszyscy goście zaniemówili.
Justin wybiegł za mną. Już miał mnie zatrzymać, aż tu w jednej chwili usłyszałam trąbienie z tyłu. Jechał na mnie rozpędzony tir, całe życie migneło mi przed oczyma, nagle poczułam jak ktoś na mnie wpada i przewraca na ziemie. To był Justin w ostatniej chwili uratował mnie spod kół samochodu. Niestety, upadając uderzłam głową o krawężnik. Zemdlałam ostatnie co pamietam to zbrorowisko ludzi i Justina który płacze nad moim bezwładnym ciałem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz